Jarosław Iwaszkiewicz
   
*** (VII)
 

Sandomierz to mała mieścina co jednym okiem patrzy,
Okiem Bramy Opatowskiej w horyzont coraz bladszy,
W horyzont nachylony, w horyzont przytulony,
I taki zamyślony, i taki bardzo zielony.
Między murami drogi do Opatowskiej Bramy
W ciszy, zmierzchu i smutku przechodząc się błąkamy.
W miasteczku stoi wojsko, jest tu znajomy pilot,
I Opatowskiej Bramy zielony, zielony wylot.
W podsieniach starzy Żydzi, w podsieniach stare
                                                                     Żydówki -
”Czy pan nie potrzebuje furmanki do Opatówka?”
Jakiś pan, zapaleniec, co młodość w miasteczku trwoni,
Odpędza Żyda i mówi: „Ten pan nie potrzebuje koni”.
I mówi – (szabasowe po oknach zapalają się z wolna
                                                                      świeczki)
W tym domu podobno mieszkał kardynał Oleśnicki.
Tymczasem zaś tam mieszka kupiec zbożowych Aron,
Żona mu w kuchni kardynalskiej przygrzewa wczorajszy
                                                                     makaron,
I dwie wnuczki Arona, młodziutkie pensjonarki,
Co wieczór wyglądają z okien – a najbardziej
                                                                  w jarmarki.