Bolesław Garboś
   
W sandomierskim muzeum
 

W gablocie leży czaszka, sentencjonalna
i wieloznaczna.
Jakiś Hamlet z niej uchodzi, jakaś nieboszczka
dobijana na kilku wojnach i frontach.
Dosięgła ją kula aż po czasy przyszłe.

Oto ułamany grot, który wchodził w ciało
jak w masło, piał w wykruszonych zębach,
ciał horyzont spłoszonym koniem.
Oto średniowieczna zbroja, która straszy
jak niezamieszkały katafalk.
Podchodzą do niej chłopcy z głowami
nie nawykłymi jeszcze do hełmów.

Ci chłopcy także kilka wieków męskich decyzji
przejdą, być może, wkrótce, gwałtownym skrótem.
Potem przyjdą znów inni i zaczną wyrywać
drzewka z czaszek nieznanych żołnierzy.
Drzewka na sztandarowe drzewce.

Zejdź do środka zmarszczki, a dojdziesz
do środka ziemi, do galopu mamutów,
których już nie ma, i do obrotu planet,
które galop ten przemieszczały i zamieniały
na wykrzykniki zwycięstw nie zachowanych plemion.